Burek

Burek to kot z niespełna dwuletnim stażem u nas. Gdy pierwszy raz go zobaczyłam, miałam skojarzenie z Huckleberrym Finnem – beztroski i bezczynny włóczęga, przybrudzony, obszarpany. Skorzystał na tym, że Kluska jest kotem wychodzącym i ma na werandzie miskę z karmą. A taka miska to więcej niż zaproszenie.

Zaczął do tej miski zaglądać od stycznia 2019 roku. Przychodził sporadycznie, po tym jak się najadł szedł w swoje miejsca i trzymał się z boku. Czasem znikał na dłużej. Nocami słychać było jego charakterystyczne mrauwycie, gdy walczył z innymi kocurami.

W listopadzie 2019 roku po dłuższej nieobecności miał spektakularny powrót. Przywlókł się kuśtykając (jedna łapa zakrwawiona w górze), wychudzony, brudny, z pogryzionymi uszami. Trzeba było Burka zabrać do weterynarza.

W samochodzie dostał takiego kopa energii od adrenaliny, że nawet kontuzjowaną łapą drapał transporter. Byłam bliska apopleksji przy tym widowisku: panika, zawodzenie, tryskająca z łapy krew.

Uprzedziliśmy panią doktor, że nie ręczymy za zachowanie Burka po otwarciu transportera. W gruncie rzeczy był to dziki kot, który na tym etapie nieszczególnie lgnął do ludzi. Ale Bureczek wylazł z klatki i zrobił się potulny jak baranek. Owszem, miauczał wniebogłosy, ale dał się odgruzować bez znieczulenia. Rana (okazała się głębokim ugryzieniem) została wyczyszczona, obsmarowana maściami, dostał bandażyk i zastrzyki, przy okazji wyszorowano mu uszy i został odrobaczony.

Mieliśmy mu zmieniać opatrunek i dwa razy dziennie podawać do pyszczka antybiotyk. Hmmm. Antybiotyk podaliśmy w sumie ze trzy razy, zmiana opatrunku nastąpiła raz i Burek w dziesięć sekund pozbył się tego, co z wielkim mozołem uwiązaliśmy na łapce. Martwiliśmy się, bo lekarka powiedziała, że „jak się rana nie zagoi, to trzeba będzie amputować”.

Ale na kontroli był zdrów jak ryba, więc w nagrodę został wykastrowany. Od tego czasu trzyma się domu i stał się „klasycznym” kotem, takim kotem z Sèvres. Jest przytulaśny, namolnie się łasi, miauczy na nasz widok i biega za nami, jest łasuchem, strasznie psoci. Kładzie się tam, skąd ty na chwilę wstaniesz. Chorobliwie zazdrosny o inne koty.

To właśnie po nim Burkówna dostała swoje imię. Wydawało mi się, że może to jego córka z czasów, gdy był lekkomyślnym kawalerem. Teraz Burek i Burkówna zachowują się jak stare małżeństwo. Głównie się awanturują albo w porozumieniu przeganiają inne koty. Dostali w związku z tym drugie imiona, Bonnie i Clyde.

Bonnie i Clyde w czerwcu, 2020