
Od razu chcę coś wyjaśnić. To nie jest tak, że ja kolekcjonuję koty („o, rudego jeszcze nie mam, wezmę sobie”), albo że chodzę z przynętą i chwytam każdego, którego dogonię. Nie. One same się biorą.
W chwili, gdy się pojawiają, można je podzielić na następujące kategorie:
A) wygłodzone, chore, ledwie żywe, wołające „ratuj!”
B) roszczeniowe i bezczelne, bez wstydu i honoru, koty cwaniaki lub terroryści
C) połączenie A i B, czyli Bronia
Do Rysia Czeczena (kategoria B) dołączył niedawno kot Rudy. W stosunku do domowych kotów zachowywał się tak, jak swego czasu Rysiu, tylko bardziej: spuszczał łomot, gonił, gryzł, atakował, nie dawał żyć. Dlatego imię Rudego przez długi czas funkcjonowało z pewnym krótkim przydomkiem, którego jednak nie będę przytaczać.
To, że Rudy dołączył oficjalnie do naszej zagrody jest w pewien sposób kwestią wyrachowania. Udomowienie, czyli wikt, opierunek i lekarz wychodzą taniej, niż systematyczne naprawianie tego, co Rudy zepsuł.

No bo tak:
Burek, kontuzja łapki: prawie dwa miesiące kuśtykania, leków, rentgenów, wizyt lekarskich.
Burek, rozorany bok: seria zastrzyków z antybiotykiem, odkażanie.
Burek, rozorane okolice ogona: zastrzyki z antybiotykiem, kłopotliwe odkażanie rany.
Nietoperzyk, rozorane okolice pod ogonkiem: szycie, antybiotyki, 10 dni w kołnierzu, bardzo kłopotliwe odkażanie rany. A najgorsze, to ta rozdzierająca serce smutna mina…

Tak. To wszystko Rudy może w „osiągnięciach” wpisać sobie do CV.
Dochodziły mnie również słuchy, że Rudy spuszczał lanie kotom sąsiadów. Wszędzie, gdzie się pojawiał, był znienawidzony. Wydawało się, że nie ma na niego rady. Zasadnicza różnica między nim a Rysiem Czeczenem polegała na tym, że Rysiu lgnął do ludzi i miał swój bandycki urok. Rudy natomiast był do szpiku kości niesympatyczny, agresywny i dziki.
Znów muszę napisać o czymś, co z definicji raczej nie istnieje, ale pozwala wytłumaczyć transformację Rudego. Chodzi o kocią inteligencję. Do móżdżku Rudego chyba zaczęło docierać, że jego sposób na znalezienie domu (unicestwienie konkurencji) jest nieskuteczny. I o dziwo, terrorysta z dnia na dzień się zmienił. Przychodził na werandę, siadał w kojczyku jak gdyby nigdy nic, robił maślane oczy i nikogo nie gonił. Inna sprawa, że nikogo do gonienia nie było, bo gdy tylko rude futro mignęło na horyzoncie, każdy żywy kot uciekał, bijąc wszelkie rekordy prędkości.

Terrorysta przemienił się w cwaniaka. Skoro przestał napadać na domowników, nie był już przeganiany. A potem wiadomo jak to jest. Komuś mięknie serce, „bo Ruduś dziś jakiś smutny”, do miski trafia coś extra, a następnie weterynarz się dziwi, że bezdomny kot waży ponad 5 kilo.
Rudy został podstępem zwabiony do transporterka i zawieziony na kastrację. Jest odrobaczony, uszy są w trakcie leczenia, brzuch rośnie w oczach. Już teraz przypomina lekarską piłkę. Co będzie zimą, aż boję się myśleć. Kolejny spaślak w stadzie.

Rudy z natury ma fałsz w genach, więc podejrzewam, że udaje niewiniątko tylko wtedy, gdy widzi ludzi. Pcha się do domu i zachowuje tak, jakby mieszkał u nas od zawsze. Wydaje się bardzo zdziwiony, że inne koty na niego syczą i nie chcą się z nim bawić.
Ale trzeba mu oddać sprawiedliwość: dopiął swego.

Doktorze nauk biologicznych, niestety poczuwam się do wytknięcia straszliwych błędów w założeniach. Zanim jednak do tego przejdę, muszę być szczera i napisać jaka była pierwsza myśl po przeczytaniu tego wpisu: Burek-Kalosz. Wiem, że to brzmi okropnie, naprawdę żal mi Burka i oczywiście rozumiem, że Burek w swojej sytuacji, że tak powiem, hormonalnej, nie miał szans z Rudym, a wcześniej z Rysiem (ubolewam nad Nietoperzykiem, ale to kociak, a nie piszemy tu o młodocianych). Nie miał, ponieważ (i tu pierwsze błędne założenie) nie ma czegoś takiego jak kategoria B. Są ALFY, pretendenci do bycia ALFĄ i podporządkowane trutnie. ALFY powinny budzić przede wszystkim podziw, a nie być klasyfikowane jako terroryści, cwaniaki czy bandyci. Mogłabym jeszcze długo na ten temat, ale daruję sobie i skupię się na drugim błędnym założeniu na temat czegoś “..co z definicji raczej nie istnieje”, czyli kociej inteligencji. Popatrzmy na skutki działania Rudego – trutnie podporządkowane, kojczyk i luksus werandy tylko dla niego, “Ruduś smutny”. Ha ha ha – czy to naprawdę może być li tylko efekt bandyckiego zachowania?
I trzecie katastrofalne założenie: coś o fałszu w rudych genach. No nieee…. nie tutaj, nie na tym blogu…średniowiecze jakieś, szkoda obijać klawiaturę…