„Żyć z Picassem” Françoise Gilot, Carlton Lake.

Gdy cię poznałem, byłaś jak Wenus. Teraz przypominasz Chrystusa, i to Chrystusa romańskiego, któremu można zliczyć wszystkie żebra. Myślę, że tak wyglądając, uświadamiasz sobie, iż przestajesz być dla mnie interesująca.

Takimi słowami Pablo Picasso uraczył swoją partnerkę Françoise Gilot pod koniec ich burzliwego romansu. Françoise Gilot była jedyną z „kobiet Picassa”, która odeszła od niego z własnej inicjatywy.

Poznali się w 1943 roku w Paryżu. Picasso miał wówczas sześćdziesiąt dwa lata, żonę (ukraińską tancerkę Olgę Koklową), kochankę i muzę (utalentowaną i błyskotliwą Dorę Maar) a mimo to dwudziestojednoletnia Françoise kompletnie zawróciła mu w głowie.

Françoise Gilot była wtedy początkującą malarką. Dziś jest uznaną i wziętą artystką, jej prace można obejrzeć w wielu znakomitych muzeach, między innymi w nowojorskim Metropolitan Museum of Art czy Centrum Pompidou w Paryżu.

Podobno Françoise Gilot maluje po dziś dzień, co jest nie lada wyczynem biorąc pod uwagę to, że w listopadzie 2022 roku skończyła sto jeden lat.

Autobiograficzna książka opisująca dziesięcioletni związek Gilot z Picassem ukazała się w 1964 roku i wywołała niemałe zamieszanie. W końcu Picassa znała cała śmietanka artystyczna Paryża, on nigdy nie gryzł się w język a Gilot opowiadając o tym, jest szczera do bólu.

Na początku ich związek kwitł. Françoise wielbiła Picassa. On z kolei zorganizował jej studio, w którym mogła malować i nieustannie zachęcał ją do pracy. Na pewno wiele wówczas zyskała jako malarka i zaistniała w galeriach.

Artystka pisze o swojej pracy, ale nie tyle, ile o procesie twórczym Picassa. I robi to w sposób bardzo zajmujący. Uważam, że to największa zaleta książki: odsłonięcie tajników warsztatu Picassa i jego metod.

Trzeba pracować zawsze nieco poniżej swoich możliwości, a nie do ostatnich granic. Gdy możesz manipulować trzema elementami, użyj tylko dwu z nich. Jeśli masz ich dziesięć, zapomnij o pięciu. W ten sposób komponujesz bardziej starannie, z większym opanowaniem i sprawiasz wrażenie, że masz jeszcze dość sił w rezerwie.

Chcę skierować umysł w stronę, do której nie nawykł, chcę go zbudzić. Chcę odsłonić przed widzem coś, czego nie mógłby odkryć beze mnie. Dlatego kładę nacisk na brak podobieństwa między okiem prawym a lewym. Malarz nie powinien malować ich podobnymi, bo takimi nie są. Moim celem jest wprawiać rzeczy w ruch przez przeciwstawne napięcia, przez siły przeciwne. W ten sposób spodziewam się uchwycić najlepszy moment.

Gdy byłem dzieckiem, matka mówiła mi: „Jeżeli będziesz żołnierzem, zostaniesz generałem. Jeśli będziesz mnichem, skończysz jako papież”. Chciałem być malarzem i zostałem Picassem.

Zdjęcie magnesu z litografią „Corrida” Pabla Picassa z 1959 roku. Magnes został kupiony w Xpo Center Bruges (Brugia, Belgia), gdzie znajduje się olbrzymia kolekcja grafik, litografii i ceramik Picassa.

Jednak w pewnym momencie podziw dla geniuszu Picassa nie wystarczył, podobnie jak podtrzymywanie związku dla dobra dzieci (Gilot i Picasso mieli syna Claude’a i córkę Palomę). Françoise Gilot odeszła od niego, nie mogąc dłużej znosić jego dziwactw i okropnych przykrości. O stosunku Picassa do kobiet powiedziała tak:

Kolekcjonował kobiety i ustawiał je we własnym małym muzeum. Nie ucinał im jednak całkowicie głów. Chciał, aby trochę życia pozostało, aby wszystkie nadal wydawały ciche okrzyki radości lub bólu, wykonywały gesty jak popsute marionetki, by dowieść, że pozostało im jeszcze drgnienie życia zawieszonego na nitce, której drugi koniec był w jego rękach. Od czasu do czasu dodawały do biegu wydarzeń nutkę humoru, dramatu lub tragedii, co było wodą na jego młyn. Jeżeli nawet nie obchodziły go już, nie mógł znieść, aby którakolwiek z nich mogła mieć swe nowe życie. Musiał utrzymywać je na swojej orbicie, dając z siebie możliwie jak najmniej. Rozważając to wszystko, zrozumiałam, że jego życie przebiega jak corrida. Był torreadorem i stale poruszał czerwoną muletą.

Uważam, że ta część książki, w której Gilot opowiada o pracy Picassa, jego nieustających eksperymentach i poszukiwaniach, jest znakomita. Natomiast gdy zaczynają się żale i płacze, hmmm, trudno nie pomyśleć „widziały gały co brały”.

Françoise Gilot to niewątpliwie silna i utalentowana kobieta. Przetrwała związek z Picassem i wyszła z niego obronną ręką, ale tak naprawdę czyta się tę książkę nie dla niej, tylko dla Picassa.

Polecam.

Żyć z Picassem”, Françoise Gilot, Carlton Lake, przełożyła Maria Iwańska-Feliksowa, Wydawnictwo Literackie, 1986