Françoise Sagan „Witaj, smutku”.

Françoise Sagan „Witaj, smutku”

Ta niewielka książeczka ukazała się we Francji w 1954 roku i wywołała trzęsienie ziemi. Dziś to zapewne dziwi, bo więcej skandalizujących treści można znaleźć w mediach społecznościowych przeciętnej czternastolatki. Ale wtedy? Niedługo po wojnie. W pruderyjnej Francji. Gdy kobiety nie mogły posiadać konta w banku ani pracować bez pozwolenia męża, a w świetle prawa władza rodzicielska była wyłącznie w rękach ojca, ukazała się książka o siedemnastoletniej dziewczynie, która szuka w życiu przyjemności. Dysponuje własnym ciałem. Kocha się z chłopcem i nie jest za to „ukarana” ani przez społeczeństwo ani przez naturę, nie zachodzi w ciążę, nie musi wyjść za mąż. A gdy widnieje ryzyko, że jej beztroskie życie będzie musiało stać się bardziej uporządkowane, knuje intrygę, która ma tragiczny finał.

Jest tu seks przedmałżeński i pozamałżeński, podważony model rodziny, krytyka moralności mieszczan, spór między porządkiem i chaosem.
A wszystko to wyszło spod pióra nikomu nieznanej, zaledwie osiemnastoletniej Françoise Sagan.

Musiała mieć świadomość, że jej wiek będzie atutem, bo gdy zaniosła do wydawnictwa kopertę z manuskryptem „Witaj, smutku”, pod nazwiskiem zapisała datę urodzenia.

Wydawca, René Julliard, dostał maszynopis i notkę od jednego ze swoich najlepszych redaktorów:

Prawda totalna, pół poemat, pół powieść. Ani nutki fałszu. Życie w powieści wydaje się naturalne, a portret psychologiczny postaci – choć odważny – jest skuteczny, bo postaci są charakterystyczne i na zawsze pozostają w pamięci.

Manuskrypt trafił do wydawcy w styczniu 1954 roku, a „bomba Sagan” wybuchła 15 marca 1954 roku. Wtedy odbyła się premiera „Witaj, smutku”.

Autorka tak naprawdę nazywała się Françoise Quoirez. Ojciec nie zgodził się, by córka używała jego nazwiska do swoich „głupot”. Gdy wydawca oświadczył, że nadszedł czas na druk i potrzebne jest nazwisko na okładce, Françoise zaczęła kartkować Prousta. Tam natknęła się na nazwisko księżny de Sagan i voilà! W ten sposób narodziła się Françoise Sagan.

Do sukcesu książki niewątpliwie przyczyniła się nagroda krytyków. A młody wiek autorki był świetnym materiałem dla dziennikarzy. To nakręcało sprzedaż.

François Mauriac, laureat literackiej nagrody Nobla z 1952 roku i wielki autorytet pisarski z rubryką na pierwszej stronie „Le Figaro”, nazwał Sagan amoralnym potworkiem. W swoim felietonie pisał między innymi tak:

Czy jury nagrody krytyków niesłusznie nagrodziło tę okrutną książkę? Tego nie rozstrzygnę. Jednak talent literacki widać od pierwszej strony, jest on bezdyskusyjny.

Z kolei krytyk Émile Henriot na łamach „Le Monde” napisał:

Przyznając nagrodę Françoise Sagan, krytycy byli jednogłośni co do talentu, ale nie w kwestii polecania czytelnikom tej niemoralnej książki. „Witaj, smutku” jest arcydziełkiem cynizmu i okrucieństwa. Taka obojętność wobec dobra i zła w tak niewinnym wieku przyprawia o dreszcze.

Książka została zakazana w Hiszpanii i Portugalii, potępił ją również Watykan. Nic dziwnego, że stała się bestsellerem. Adaptacja powieści w reżyserii Otto Premingera z 1958 roku przypieczętowała sukces „Witaj, smutku” i jej autorki.

„Poważni” literaci uważali Sagan za zjawisko reklamowe, a nie literackie. „Gwiazdka”, „mała dziewczynka”, najczęściej widywana za kierownicą jaguara z szampanem w ręku lub przegrywająca pieniądze w kasynie. Lubiła się bawić. Dzięki sukcesowi, jaki odniosła, Sagan mogła gwizdać na konwenanse. Robiła, co chciała.

Gdy poleciała do USA, na lotnisku Kennedy’ego witały ją tłumy. Miała tam status gwiazdy, dziennie sprzedawano 15 tys. egzemplarzy „Witaj, smutku”.

Tłum otaczał mnie przez cały miesiąc. Mój plan dnia był wypełniony po brzegi. Poziom mojego angielskiego był zgodny z ocenami na maturze: 7-8 na 20, rozmowy ze mną były więc przyjemne i neutralne. Dopiero po dwóch tygodniach zauważyli, że w dedykacjach wpisuję ”with all my sympathies”, co po angielsku oznacza „moje kondolencje”, a nie „z wyrazami szacunku”, które zwykłam wpisywać Francuzom.

Ci, którzy ją znali mówili, że jest skandalicznie utalentowana, inteligentna i zabawna. W młodości miała kilka wypadków samochodowych, jeden o mało przypłaciła życiem. Prowadziła wówczas astona martina i musiała wyglądać naprawdę źle, skoro zamknięto jej oczy i udzielono ostatniego namaszczenia. Później żartowała, że może umrzeć kiedy tylko chce i pójdzie prosto do nieba.

Niekiedy nazywano ją Jamesem Deanem literatury. Na szczęście nie dołączyła do grona artystów, którzy zginęli przedwcześnie a jej dorobek literacki to ponad czterdzieści powieści i sztuk teatralnych.

Źródła: