
Drzewko szczęścia powinno być w każdym domu. To solidna roślina, dobrze się kojarzy, jest łatwa w uprawie i nikogo nie zawiedzie. Jest idealnym prezentem na parapetówkę, żeby mieszkańcom dobrze się wiodło i darzyło, a nowy dom wypełnił się harmonią.
Grubosze są sukulentami (succulentus to po łacinie „soczysty”), czyli roślinami przystosowanymi do magazynowania wody, o mięsistej budowie, liściach pokrytych grubą skórką. Dzięki temu woda znajdująca się w ich tkankach trudniej wyparowuje, a rośliny lepiej znoszą suszę. Grubosze wywodzą się z Afryki Południowej i Mozambiku (zgrubny podział jest taki: kaktusy pochodzą z Ameryki, pozostałe sukulenty z Afryki).
Grubosze to jedne z nielicznych roślin doniczkowych, która dobrze poradzą sobie na południowym parapecie.

Grubosz często ma kształt drzewa, a nie jest przy tym tak umęczony, jak drzewka bonsai. Tu dygresja. Kiedyś zachwycałam się bonsai. Ale widziałam w Zamku Książ w Wałbrzychu pokaz „rzeźbienia w żywym materiale”, czyli nadawania kształtu takiemu drzewku i prawie zemdlałam. Tortury. To było moje jedyne skojarzenie.
Formowanie bonsai kłóci się z tym, co rozumiem przez określenie „naturalny”. To nie jest wiosenne przycinanie drzewek, nawet najbardziej radykalne, żeby trochę pomóc naturze. To bardziej przypomina łamanie i przestawianie kości; szereg inwazyjnych operacji by zmusić drzewo, żeby rosło w klatce. Za dużo w tym pętania drutem, dźwigni, napinania, siły. Powstaje coś pięknego, ale ja już nie jestem w stanie się tym pięknem zachwycić. Sztuka bonsai stała się dla mnie synonimem okrucieństwa.
Grubosz jest piękną, ale na tyle pospolitą rośliną doniczkową, że nikomu nie przyjdzie do głowy formować jej za pomocą obcęgów i drutu. Z drugiej strony podobieństwo kształtu do prawdziwego drzewa jest oczywiste. I można mu delikatnie pomóc, przycinając zbyt bujne boczne pędy, albo usuwając dolne „gałęzie”. Tak to widzę.
Najlepiej rozmnażać grubosza przez sadzonki pędowe; można obciąć wierzchołek wzrostu (roślina macierzysta się rozkrzewi), albo uszczknąć którąś z bocznych gałązek. Lepiej ukorzenią się te sadzonki, które są już nieco zdrewniałe niż te bardziej mięsiste. Można go również grubosza rozmnożyć z pojedynczych liści. Sama mam taki egzemplarz, ale rośnie o wiele wolniej niż grubosz zasadzony z gałązki.
Ogólnie grubosze nie są sprinterami wzrostu, niektóre bardziej trwają niż rosną. Duży grubosz oznacza roślinę rosnącą wiele lat. Zatem jeśli chcemy mieć wielkie drzewko, musimy je odziedziczyć.
Grubosz jajowaty (Crassula ovata)
Inne jego nazwy to grubosz owalny, drzewko szczęścia, drzewko pieniężne. Po angielsku również Friendship tree i Jade plant, czyli jadeitowa roślina, gdyż liście kolorem przypominają ten minerał.
Ma formę krzewu lub drzewka. Liście są mięsiste, grube, jajowate, błyszczące. Trzeba się z nim łagodnie obchodzić, bo liście łatwo się odłamują. Można je wówczas wykorzystać jako sadzonki, chociaż ten sposób propagacji grubosza jest bardzo, bardzo wolny.

Grubosz (1) od małego rośnie na zachodnim parapecie i jest zostawiony w całkowitym spokoju, żadnych cięć, żadnego rozkrzewiania. Podlewam go jak ziemia jest zupełnie sucha. Dwukrotnie przesadzałam go do większej doniczki.
Jego rówieśnika na zdjęciu poniżej (2) poddawałam eksperymentom. Najpierw obcięłam mu wierzchołek wzrostu, co spowodowało, że w tym miejscu wypuścił dwie gałązki. One po pewnym czasie zrobiły się tak giętkie, że zaczęły zwisać, więc ponownie je obcięłam i wsadziłam do wody. Macierzysta roślina często zmieniała aranżację i ewidentnie nie jest jej najlepiej.


Poniższy mikrus (3) to samosiejka. Wyrósł z liścia, który upadł na ziemię obok rośliny macierzystej. Rośnie znacznie wolniej niż grubosze z tradycyjnych sadzonek gałęziowych.

Drzewka szczęścia dobrze sobie radzą na zewnątrz, stopniowo przyzwyczajane do słońca. Trzeba im zapewnić również ochronę przed deszczem.
Poniższe gałązki spędziły 3-4 miesiące w wodzie, w chłodnym (około 10 stopni) pomieszczeniu. Po wsadzeniu do ziemi przeniosłam je na werandę.
Grubosz „Uszy Shreka”. Niekiedy ten grubosz nazywany jest „Hobbitem”, i przyznacie, dla kogoś, kto nazywa się Niziołek taka roślina to absolutny must have. Jednocześnie zastanawiam się, jak toto nazywało się w erze przed filmami „Władca Pierścieni” i „Shrek”, bo przecież ta roślina istniała wcześniej, czyż nie? No nic, spece od sprzedaży czuwają i reagują na to, co w danym momencie popularne. Ale rzeczywiście, „trąbki” tego grubosza to, wypisz wymaluj, uszy ogra Shreka.

Grubosz „Żywa świątynia/Świątynia Buddy”. Cudak i oryginał. „Tworzy trójkątne, mięsiste liście, znajdujące się blisko siebie i ułożone dachówkowato. Kojarzą się z buddyjskimi świątyniami. Oglądane z góry sprawiają wrażenie iluzji optycznej” piszą ogrodnicy z Cocaflora.com, gdzie kupiłam tę przedziwną roślinę.
Rośnie jeszcze wolniej niż wszystkie wolno rosnące grubosze. Tu nic nie wystrzeli w górę, nie trzeba się martwić przesadzaniem. Szkoda, naprawdę wielka szkoda, że „Budda” nie osiągnie imponujących rozmiarów i 15 cm to wszystko, na co go stać. Ale wciąż to prawdziwa ozdoba parapetu. Uwaga! Bezpośrednie, południowe światło jest za mocne na tę roślinkę.
