„Najpierw opowiem o napadzie dokonanym przez moich rodziców, a później o zabójstwach”. Tymi słowami rozpoczyna swoją historię piętnastoletni Dell Parsons, bohater Kanady Richarda Forda. Rodzice Della postanawiają obrabować bank. Okazują się przy tym wyjątkowo marną imitacją Bonnie Parker i Clyde’a Barrowa. Po tym, jak trafiają do więzienia, Dell zostaje „przemycony” do Saskatchewan, prowincji Kanady pełnej pastwisk i łanów pszenicy.
Akcja powieści nie pędzi na złamanie karku, ale trudno oderwać się od kanadyjskiego pustkowia, w którym, oprócz Della, schronienie znajduje Metys-transwestyta, małomówna Szwedka czy pewien Amerykanin opisany jako „niebezpieczne, podstępne, bezlitosne, poplątane i bezwstydne indywiduum”. Czytelnik wie, że coś wisi w powietrzu, bo Dell jako narrator uprzedza fakty. Ale nie powoduje to spadku napięcia, wręcz przeciwnie – generuje swoisty suspens.
Forda nie interesują dramatyczne wydarzenia, ale to, co z nich wynika. „Jesteś młodym synem rabusiów bankowych i desperatów. (…) Chyba nie chcesz, żeby ten i tylko ten fakt stał się kwintesencją całego twojego życia, prawda?”, słyszy w pewnym momencie Dell. Mistrzostwo Kanady polega na próbie pokazania, dlaczego przeszłość dla jednych ludzi jest kulą u nogi, która ciągnie ich w dół aż do śmierci, a inni, mimo balastu, idą do przodu.
Kanada to jedyna opublikowana w Polsce powieść Richarda Forda. Trudno w to uwierzyć, gdyż Ford ma status jednego z najlepszych amerykańskich pisarzy, obok Wiliama Faulknera i Raymonda Carvera. Nie wygląda na swój wiek, a gdy zaczyna mówić, sprawia wrażenie jeszcze młodszego. Świetnie opowiada, nie gada od rzeczy, jest błyskotliwy i dowcipny. Na pytanie, czy czuje się młodo, odpowiada natychmiast:
Tak. Ciągle uprawiam boks, gram w squasha. Czuję się młodo. Amerykański mędrzec Benjamin Franklin powiedział: „Wszyscy chcą żyć długo, ale nikt nie chce być stary”. Otóż mi nie przeszkadza starość. Szkoda tylko, że trzeba było tak długo na nią czekać.
Zanim Richard Ford został pisarzem, służył w marynarce wojennej, pracował jako nauczyciel w liceum, ubiegał się o posadę w CIA, jeden semestr studiował prawo. Niezmienna w jego życiu jest Kristina, miłość od ponad pięćdziesięciu lat. Jeszcze przed ślubem zdecydowali, że nie będą mieli dzieci i podkreśla, że była to mądra decyzja. „Bylibyśmy okropnymi rodzicami”.
To Kristinie dedykuje wszystkie swoje książki. „Często słyszę pytanie: czy mógłbyś coś doradzić młodym pisarzom? Owszem. Trzeba ożenić się z Kristiną Ford. Wiele lat temu, kiedy nie mieliśmy żadnych widoków na przyszłość, Kristina zapytała: Co będziesz robić? Powiedziałem, że spróbuję zostać pisarzem. Wspaniały pomysł! – ucieszyła się – zostaniesz w domu i będziesz pisać książki, a ja znajdę pracę. I tak żyliśmy. Ja zostałem w domu i napisałem dwie książki, których nikt nie czytał a ona poszła do pracy”.
Książki, których „nikt nie czytał” to A Piece of My Heart (1976) oraz The Ultimate Good Luck (1981). Mimo dobrych recenzji, nie odniosły sukcesu wydawniczego, a Ford zarzucił wówczas powieściopisarstwo. To, czy twoje książki są czytane, to według mnie jedyny sposób, w jaki można ocenić pisarski sukces. Nie to, że skończyłeś książkę, albo masz dobre recenzje, lub dostałeś nagrody, ale czy ludzie czytają to, co napisałeś.

Ford podjął pracę jako dziennikarz sportowy dla „Inside Sports”, ale kiedy czasopismo zbankrutowało, znów usłyszał pytanie Kristiny: „I co teraz będziesz robić?”. Zdecydował, że napisze jeszcze jedną książkę. Przez rok zbierał do niej materiały, zapisywał wszystko, co wydawało się przydatne. To wtedy „usłyszał” głos swojego protagonisty Franka Bascombe’a.
Pomyślałem, że napiszę o kimś, kto z uporem i rozmyślnie będzie dążył do szczęścia pomimo wszelkich przeciwieństw. Pomimo tego, że dzieci doprowadzają go do szału, pomimo rozwodu, pomimo choroby. Próba osiągnięcia swego rodzaju harmonii w świecie to moja wersja szczęścia.
Zaczął pisać w niedzielę wielkanocną 1982 roku, powieść ukazała się cztery lata później. The Sportswriter okazała się przełomowa w karierze Richarda Forda, odnosząc ogromny sukces. Kolejna powieść z Frankiem Bascombe, Independence day (1995), jako pierwsza w historii otrzymała zarówno Nagrodę Pulitzera, jak i PEN/Faulkner Award. The Lay of the Land (2006) miała być ostatnią częścią losów Bascombe’a. Tymczasem w 2014 roku ukazała się Let Me Be Frank With You, czwarta odsłona „kronik” Franka, który ma teraz 68 lat, a czytelnicy wciąż chcą wiedzieć, co się z nim dzieje.
Kogo Richard Ford widziałby w roli Franka Bascombe’a? „Kevina Spacey z powodów komercyjnych (śmiech). Zapytałem kiedyś Philipa Seymora Hoffmana, czy wziąłby pod uwagę rolę w ekranizacji Sportswritera. Odwrócił się i bez słowa odszedł. Nigdy mi nie odpowiedział”.
Co ciekawe, Philip Seymour Hoffman był wielbicielem Richarda Forda, nawet napisał do Forda list, wychwalając jego powieści. W jednym z wywiadów mówił: „Sportswriter to jedna z moich ulubionych książek. Czytałem ją, gdy miałem 30 lat. Teraz mam 36 i myślę o tej książce przez cały czas. Im jestem starszy, odkrywam w niej coś nowego”. Richard Ford zachowanie Phila (jak mówi o Hoffmanie), skomentował krótkim „był wspaniałym aktorem i niezwykłym człowiekiem”.
Lista niezwykłych ludzi, których Ford spotkał w swoim życiu jest imponująca. Kiedy miał 17 lat, poznał Wiliama Faulknera. Mieszkał na tej samej ulicy, co Eudora Welty. W 1997 roku rozpoczęła się jego jedenastoletnia przyjaźń z Raymondem Carverem.
Kiedy się poznali, Carver był trzeźwy od półtora roku. U Forda podobało mu się to, że „nie był pijakiem ani bankrutem, miał dom i żonę, którą kochał”. Stali się kompanami od polowań i łowienia ryb. Według anegdoty to Raymond Carver był pomysłodawcą Kanady, ale Ford zaprzecza.
Historia przedstawia się następująco: Wybraliśmy się z Raymondem do Saskatchewan na polowanie. Zastrzeliliśmy parę gęsi i chcieliśmy je sprawić. Powiedziano nam, że w odległości 10 mil mieszka facet, który się tym zajmuje. Wsiedliśmy do auta i znaleźliśmy wskazane miejsce. Drzwi otworzyła dziewczyna – na oko dwadzieścia lat, prześliczna. Powiedzieliśmy, że przyjechaliśmy z upolowanymi ptakami. Ojca w tej chwili nie ma, powiedziała, ale ja mogę sprawić te gęsi, jeśli chcecie. Chcieliśmy.
Miała dwie beczki połączone szeroką deską. Położyliśmy w rządku ptaki na tej desce. Dziewczyna wzięła do ręki siekierę i bach! odrąbała im głowy, bach! odrąbała im skrzydła, bach! odcięła nogi. W trzy sekundy gęsi miały rozprute brzuchy, chwilę potem nie miały wnętrzności. Nie mogliśmy z Carverem oderwać od tego oczu. Kiedy wsiedliśmy do samochodu, Raymond powiedział: Ciekawe, który z nas pierwszy to opisze. Ja byłem pierwszy. Ale to nie dlatego napisałem Kanadę. Bezpośredni wpływ na moją powieść miała prowincja Saskatchewan – miejsce, które wydaje się puste. To oznaczało, że historia, która się tam wydarzy, będzie bardziej dramatyczna.

Ford ma w dorobku także zbiory opowiadań (Rock Springs, Women with men, A multitude of sins). Do pisania opowiadań przygotowuje się – „tak samo, tylko krócej” – jak do pracy nad powieścią. Jednak to powieść stawia wyżej niż opowiadanie. „Moje pokolenie miało świetnych autorów opowiadań. John Cheever, John Updike, Flannery O’Connor, potem Raymond Carver. Oni podnieśli rangę tego gatunku. Ale, jak zawsze powtarzałem Carverowi, opowiadania są słabszą formą niż powieści. Naprawdę tak uważam. Mały diament, choć piękny, jest mniejszy od większego”.
Na pytanie, czy lubi pisać, odpowiada po namyśle: „Czasami. Pisanie bywa bardzo satysfakcjonujące. A wtedy, gdy nie przynosi satysfakcji, kiedy jest trudne i męczące, nie załamuję się i nie popadam w depresję. Zdarzało mi się to, gdy byłem młody. Teraz myślę sobie: Daj spokój! Nie bądź dzieckiem! Skup się!”.
Najbardziej motywuje go strach przed porażką. Nie zaczyna niczego, jeśli nie czuje, że da radę to skończyć. Stara się przewidzieć wszystkie problemy, które może napotkać. „W pewien sposób robię to dla własnego bezpieczeństwa. Myślę, że gdybym w wieku 50 lat zaczął książkę i jej nie skończył, to naprawdę bym w siebie zwątpił. Talent to rodzaj wigoru, a ja mam zbyt dużo werwy, żeby nie skończyć tego, co zacząłem. Zmuszam się. Po prostu się zmuszam”.
Skończył wszystkie zaczęte powieści i opublikował każdą z nich. Zdaje sobie sprawę, że 11 książek w ciągu 72 lat to nie tak wiele, ale nie stara się pobić żadnego rekordu. „Po prostu piszę najlepiej, jak potrafię. Uważam, że nienapisane książki nie działają na twoją niekorzyść. Jeśli napisałeś w życiu 11 książek (niedawno skończyłem kolejną, więc będzie 12), myślę, że to w sam raz. Lepiej mieć 11 dobrych książek, niż 15, z których 4 są złe”.
Twierdzi, że nie ma nic naturalnego w pisaniu książek. Cytuje Philipa Larkina: zbyt często mylimy coś, co przychodzi naturalnie z czymś, co jest dobre. „Czasem pisze się łatwo, czasem wydaje się, że do pisania zostaliśmy stworzeni, ale nie mogę powiedzieć tego o sobie. Pisanie książek nigdy nie było dla mnie naturalną czynnością. Zdecydowałem, że będę to robić, wziąłem za to odpowiedzialność i po prostu to robię. A gdybym nie pisał, robiłbym coś innego”.
Kiedy miał dwadzieścia lat, wierzył, że istnieje ścisły związek między liczbą spędzonych godzin i liczbą zapisanych słów a sukcesem. Teraz, pięćdziesiąt lat później, pracuje rano, kiedy ma świeży umysł i pisze od 8:30 do 12:30. Zanim coś napisze, długo o tym myśli. „W Maine, gdzie mieszkam, mam małe mieszkanie, w którym pracuję. Biorę ze sobą psa. Kiedy wchodzę rano do gabinetu, nie grają werble, nie biją dzwony, nikt nie ogłasza światu, że pisarz właśnie przybył. Im normalniej to wygląda, tym jestem w tym lepszy”.
Nigdy nie pisał dla pieniędzy. Mówi, że gdyby chciał coś robić dla pieniędzy, to zostałby prawnikiem. „Kiedy powiedziałem matce, że zostałem pisarzem, złapała się za głowę. Wyglądała jak z obrazu Krzyk Muncha. Była przekonana, że nie zarobię ani grosza”.
Na pytanie, czy pisze spontanicznie, odpowiada: „Jedyne, co w życiu robię spontanicznie, to wdawanie się w bójki. Wszystko inne planuję”. To oczywiście brzmi jak dobry żart, ale Fordowi nie można odmówić temperamentu, gdy w grę wchodzą niepochlebne recenzje jego tekstów. Bierze je bardzo do siebie – napluł na Colsona Whiteheada, który skrytykował zbiór A Multitude of Sins. Z kolei przepychanka Forda z pisarką Alice Hoffman stała się legendą. Hoffman, jako jedna z nielicznych, nie podeszła entuzjastycznie do Sportswritera, analizując tę powieść dla „New York Timesa”. W odwecie za „wstrętne rzeczy” napisane w recenzji Ford wziął najnowszą książkę Hoffman do ogrodu i razem z żoną zaczęli do niej strzelać. Podziurawiony egzemplarz odesłali następnie pisarce.
Richard Ford dużo mówi o czytaniu książek, czytanie nazywa swoim moralnym obowiązkiem. Zachwyt, który czuje podczas lektury, stanowi równocześnie jedną z najsilniejszych potrzeb, dla których pisze książki, chcąc w taki sam sposób zachwycić swoich czytelników.
Myślę, że to ważne, by ci, którzy czytają książki, zrozumieli, że zwykli ludzie piszą książki. Ludzie z bardzo różną przeszłością, z różnych środowisk. Łączy ich jedno – wiara w świętość literatury, w to, że książka daje coś, czego nie można znaleźć nigdzie indziej. I pisarzem może zostać chłopak taki jak ja – z niewykształconej rodziny, z silną dysleksją, który kiepsko sobie radził w szkole. Ale to nie przeszkodziło mu napisać paru naprawdę dobrych książek.
Korekta: Magda Polanowska
Powyższy artykuł ukazał się w 2016 roku na stronie Nowe Myśli pod tytułem „Strach przed porażką to dla mnie najlepsza motywacja – Richard Ford” (http://nowemysli.pl/strach-przed-porazka-to-dla-mnie-najlepsza-motywacja-richard-ford/)
ŹRÓDŁA
- Większość cytatów pochodzi ze spotkania autorskiego z Richardem Fordem w Centrum Sztuk Pięknych BoZar w Brukseli 16 lutego 2016 roku, w dniu 72 urodzin pisarza.
- R. Ford, Kanada, wyd. PWN, 2015
- https://believermag.com/an-interview-with-philip-seymour-hoffman/
- http://www.telegraph.co.uk/culture/hay-festival/8811307/Richard-Ford-novels-were-never-a-sacred-calling.html
- http://www.theguardian.com/books/2014/nov/02/richard-ford-takes-aim-let-me-be-frank-with-you