Jonathan Wilson „Marc Chagall. Biografia”

„Artysta narcyz to często spotykany gatunek, ale Chagall zdawał się jego szczególną odmianą, gdyż bywał także klaunem (smutnym lub wesołym) i postacią teatralną, jak owi aktorzy moskiewskiego teatru żydowskiego, których twarze pokrywał farbą. Świat był dla niego wielkim płótnem bez szwu – malował wszystko, co się na nim znalazło”.

Przeczytałam w internecie, że jeśli ktoś chce się dowiedzieć czegoś o Chagallu bez zbędnej waty i czołobitnych laurek, to tylko z biografii napisanej przez Jonathana Wilsona. Długo polowałam na tę książkę, bo od 2008 roku wydanie nie jest wznawiane. A czemu chciałam czytać o Chagallu?

Zaledwie garstkę nazwisk z malarskiego świata znam, lubię i z daleka rozpoznaję. Bez fachowej analizy, na zasadzie „to mi się podoba”. U Chagalla zachwycają mnie kolory i ten rodzaj „dziwności”, który miesza się ze zwyczajnym życiem. Jest tu cudacznie i swojsko, pięknie i przaśnie. Taki klimat, który kojarzy mi się z filmami Jana Jakuba Kolskiego. Nierealne rzeczy przenikają normalność i nie ma się co łapać za głowę.

Za to ci, którzy znają się na malarstwie, pewno teraz łapią się za głowę. No bo po fachowemu to trzeba napisać, że Chagall to świetny kolorysta, że „stworzył osobisty styl pełen liryzmu, fantazji, poezji”, że nawiązywał do symbolizmu, ekspresjonizmu i surrealizmu. „Interesowała go tematyka biblijna i religijna” brzmi bardziej naukowo, niż to, że obsesyjnie malował krzyże i Chrystusy.

Był niezwykle wszechstronny. W 2015 roku w Królewskim Muzeum Sztuk Pięknych w Brukseli (Royal Museum of Fine Arts) wystawiono ponad 200 prac Marca Chagalla. Prace obejmowały lata 1908-1980, podzielono je zgodnie z miejscami, w których artysta mieszkał i malował. Obejrzałam tę wystawę dwa razy, za każdym razem wychodząc z muzeum z lekkim zawrotem głowy od różnorodności i nadmiaru.

Może właśnie ten nadmiar spowodował, że zrobiłam zaledwie jedno, nieostre zdjęcie. Nie pamiętam, czy wtedy nie wolno było fotografować, czy jak zwykle o tym zapomniałam? W każdym razie to obraz Sen z 1927 roku, a Jonathan Wilson pisze o nim tak:

„Półnaga kobieta leży na plecach, wyciągnięta na grzbiecie jakiegoś fantastycznego stworzenia z tułowiem konia i głową królika. Możliwe, że jest związana. Niewykluczone, że została porwana, może zgwałcona. W każdym razie unosi się na tle burzliwego nieba, w odwróconym do góry nogami krajobrazie, gdzie zwieszają się nad nią plemnikowate drzewa”.

Niektórzy twierdzą, że Wilson nie rozumie malarstwa Chagalla. Na pewno nie rozpływa się nad samym Chagallem. Pokazje różne jego, hmmm, niezbyt łatwo wytłumaczalne zachowania. Niewdzięczność? Kompleksy? Zazdrość?

„Chagall miał, jak się zdaje, przesadną skłonność zarówno do krytykowania swych nauczycieli, jak i do identyfikowania się z nimi” pisze Wilson. Ciekawie pokazuje również relacje Chagall-Picasso.

Picasso był „potężną, przytłaczającą kombinacją osobowości i artystycznego geniuszu”. Był sześć lat starszy od Chagalla i trzy lata przed przyjazdem Chagalla do Paryża namalował już swe Panny z Avinionu. Wilson pisze, że „wszystkie pędzle w mieście były w jakimś stopniu zależne od największego geniusza malarskiego stolicy” ale Chagall miał na jego punkcie coś w rodzaju obsesji, o czym świadczą takie jego prace jak Myśląc o Picassie (1914) i Chagall zmęczony Picassem (1922).

„W późniejszych latach obaj malarze nawiązali znajomość, choć nie były to kontakty ciągłe. Picasso raz odnosił się do Chagalla z uznaniem, ceniąc zwłaszcza jego paletę (Picasso powiedział, że kiedy umrze Matisse, Chagall pozostanie jedynym malarzem rozumiejącym naprawdę, co to kolor), a kiedy indziej z lekceważeniem”.

I jeszcze jedna uwaga Wilsona: „Niestety, geniusz Chagalla zapłodnił chmarę pacykarzy specjalizujących się w żydowskim kiczu, natomiast Picasso wywarł wpływ na niemal wszystkich wielkich malarzy, jacy przyszli po nim”.

Chagall nie był pobożny. Nie był również imprezowiczem, jak jego francuscy koledzy. Dekorował zarówno synagogi, jak i kościoły. Zagubiony, genialny, pełen sprzeczności. Niektórzy zarzucali mu skąpstwo. Nostalgicznie przywiązany do przeszłości. „Wszystko stało się ciemnością” – powiedział przyjaciołom, gdy zmarła jego ukochana Bella i poodwracał swoje obrazy do ściany. Jedynym właściwie językiem, którym posługiwał się swobodnie był jidysz, co czyniło go outsiderem i w Paryżu, i w Nowym Jorku, i w Sankt Petersburgu. „Z wiekiem narastała w nim próżność”. Zaczął mówić o sobie w trzeciej osobie. Pod koniec życia zachowywał się jak pustelnik, kiedy pracował, odbierał jedzenie przez otwór w ścianie. Miał prowokująco świeckie poglądy a jednocześnie ciągnęło go do religijnych tematów. Jego kariera obejmowała dwie światowe wojny, rosyjską rewolucję, Holocaust i utworzenie Państwa Izrael. W swoich pracach odnosił się do tych wszystkich wydarzeń. Gdy zmarł, miał 97 lat.

„Dzięki swemu wielkiemu talentowi Chagall mógł wchłaniać rozmaite wpływy, nie stając się niewolnikiem żadnego z nich” pisze Wilson, i wydaje mi się to idealnym podsumowaniem twórczości Marca Chagalla.

Polecam. (3)