
Changi było dla swoich mieszkańców więcej niż więzieniem. Changi było dla nich Genesis, miejscem, gdzie wszystko zaczyna się od nowa.
Wyobraź sobie, że masz 17 lat. Ale zamiast robić te wszystkie rzeczy, które robi siedemnastolatek, idziesz na wojnę. Taką prawdziwą, w której trzeba zabijać ludzi. A potem, zanim ta wojna się skończy, trafiasz w niewolę do obozu najgorszego wroga. Obóz nazywa się Changi, jest położony w dżungli w Singapurze a założyli go Japończycy. Razem z tobą znajduje się tam 150 tysięcy innych więźniów, aliannckich żołnierzy z Anglii, Ameryki, Australii. 140 tysięcy twoich towarzyszy umrze z głodu, wycieńczenia albo z powodu tropikalnych chorób. Tobie jakoś uda się przeżyć. Po trzech i pół roku w obozie jenieckim będziesz wyglądał jak szkielet, a jednak wywiniesz się śmierci.
Co później zrobisz z takim doświadczeniem? Opiszesz je w powieści. Ale nie od razu, tylko jak już porządnie wydoroślejesz i będziesz wiedział, że napisanie książki to jedyna droga do uporania się z przeszłością. Dzięki temu będziesz mógł pisać kolejne powieści a na swoich prześladowców, Japończyków, spojrzysz z czasem nie tylko obiektywnie, ale i z czułością. To będzie twoje największe życiowe zwycięstwo.
Siedemnastolatek, o którym mowa, to James Clavell. Urodził się w Australii, dorastał w Anglii, z czasem zyskał obywatelstwo amerykańskie. Został członkiem Królewskiej Artylerii, ale opuścił wojsko w 1946 roku z powodu poważnego wypadku motocyklowego. Zainteresował się filmem, pisał scenariusze, reżyserował. W 1962 roku ukazała się jego debiutancka powieść „Król szczurów”, której akcja rozgrywa się w czasie drugiej wojny światowej, w jenieckim obozie Changi.
Wśród niedożywionych, obdartych i chorych na wszystkie możliwe jelitowo-żołądkowo-tropikalne choroby, jeden z więźniów się wyróżnia. Zawsze ma na sobie czyste i niezniszczone ubranie, jest dobrze odżywiony, pali prawdziwe papierosy, nosi najprawdziwszy zegarek i ma pieniądze. Chociaż jest ledwie kapralem, wyżsi rangą żołnierze są na jego posyłki, pilnują jego rzeczy, nadskakują mu. To właśnie Król.
W dzień zazwyczaj było jeszcze znośnie. Mogłeś nie myśleć o dawnym życiu, o jego podstawowej treści – o jedzeniu, kobietach, domu, jedzeniu, o jedzeniu, kobietach, jedzeniu. Za to noc była niebezpieczna. Bo nocą zaczynałeś marzyć. Marzyć o jedzeniu i kobietach. O swojej kobiecie. Wkrótce marzenia pochłaniały bardziej niż czuwanie i nieostrożni zaczynali śnić na jawie, a wtedy dzień stapiał się z nocą, a noc z dniem. Potem była już tylko śmierć, śmierć, spokojna, łagodna. Umrzeć było łatwo. Żyć znaczyło cierpieć. Dla wszystkich z wyjątkiem Króla. On nie cierpiał.
Król „zatrudnia” jako tłumacza brytyjskiego oficera Petera Marlowe’a (uważa się, że Marlowe to alter ego Clavella). Z czasem Król i Marlowe zaczynają się przyjaźnić, mimo iż dzieli ich chyba wszystko: pochodzenie, podejście do życia, wyznawane wartości.
Ale czy w takim miejscu można w ogóle mówić o wartościach? W Changi wszystkie granice są przesunięte i wypaczone. To, co w obozie uważa się za naturalne, jest niewyobrażalne w normalnym świecie. Odarty ze wszystkiego człowiek znajduje się w ekstremalnych warunkach, w sytuacji bez wyjścia. Musi toczyć bezpardonową walkę, żeby przetrwać. Tworzyć sojusze.
Idealną grupę stanowiło trzech ludzi. Jeden do szukania, jeden do pilnowania zdobyczy i jeden w rezerwie. Jeśli rezerwowy nie był chory, on również szukał czegoś albo pilnował. Wszystko dzielono na trzy. Jeżeli ktoś miał jajko, ukradł orzech kokosowy, znalazł banana podczas robót poza obozem albo coś gdzieś wyprosił, wszystko to należało do grupy. Zasada była prosta jak każde prawo natury. Utrzymać się przy życiu można było tylko wspólnym wysiłkiem. Ukrycie czegoś przed gupą oznaczało śmierć, bo wiadomość, że kogoś z niej wydalono, szybko się rozchodziła. A przeżyć w pojedynkę było nie sposób.
Nielegalne radio pozwala więźniom śledzić informacje na temat postępów wojny. Dzięki temu wiedzą, jak faktycznie wygląda sytuacja na froncie (Japończycy cały czas utrzymują, że wygrywają). Więźniowie nie mają wątpliwości, że alianci pokonają Niemcy i Japonię, natomiast nie wierzą, że im, uwięzionym w Changi, uda się przeżyć. To podkreślał sam James Clavell w jednym z wywiadów. Był przekonany, że gdy sytuacja dla Japończyków stanie się naprawdę zła, zlikwidują obóz, zabijając wszystkich jeńców.
Wyzwolenie obozu okazuje się dla wielu więźniów takim szokiem, że nie wszyscy sobie z tym radzą. Pęka tama olbrzymich emocji, choć wydawało się, że w tych wygłodzonych, ledwo zipiących ciałach nie tli się już nic. Jeden popada w obłęd. Inni uciekają i chowają się przed swoimi wybawicielami. Król traci przywileje. Świetnie funkcjonował w wypaczonym świecie, a gdy rzeczom zostaje przywrócony porządek, wydaje się zagubiony.
W 1965 roku na podstawie „Króla szczurów” powstał film o tym samym tytule. Film jest naprawdę dobry, ale nie oddaje bogactwa, piętrowości i całej gamy smaczków powieści. Zdecydowanie wolę wielowątkowość książki. Mistrzostwo Clavella widać szczególnie w przedstawieniu postaci. Weźmy na przykład takiego Króla. „Przeklęty wampir, który żeruje na innych” według jednych. Człowiek bez skrupułów, kombinator i łapówkarz o niezwykłym talencie do handlu, który de-facto kontroluje cały obóz. Z drugiej strony smykałka Króla do przekupstwa i kradzieży ratuje niezliczonych więźniów, którzy z nim współpracują.
„Król szczurów” to według mnie absolutny must read. I nawet nie chodzi o to, że takie książki trzeba czytać ku przestrodze i ku pamięci, albo że od czasu do czasu warto sobie przypomnieć, co jest w życiu naprawdę ważne. To jest po prostu bardzo dobra, wciągająca i świetnie napisana powieść. Historia jest bombą samą w sobie i żeby ją opowiedzieć Clavell nie potrzebował żadnych piruetów i akrobacji językowych.
Zresztą James Clavell nosił przydomek „Pan Bestseller”. Jego powieści to literackie hity. Większość z nich została zekranizowana, stając się filmowymi przebojami, jak choćby Shogun, Noble House czy Tai-Pan.
I jeszcze uwaga. Wikipedia podaje, że James Clavell urodził się w 1921 roku (powołując się na gazetę The Sydney Morning Herald, która w dziale “Urodziny” podaje, że 10 października 1921 roku państwu Clavellom urodził się syn). Sam pisarz mówił, że urodził się w roku 1924 roku.
Trzeba przeczytać.