
„Moim zdaniem największy urok wszelkich szaleństw polega na tym, że przeważnie źle się kończą”.
Gdy w powieści padają te słowa, nic nie wskazuje na to, że okażą się prorocze. Akcję „Wielkich wygranych” trudno nazwać wartką. Książka wymaga skupienia i trzeba się w niej trochę rozpatrzyć. Mówiąc „rozpatrzyć” mam na myśli wgryźć się i przemyśleć, bo Cortazar niczego czytelnikowi nie ułatwia.
Dziewiętnaście osób wyrusza w rejs statkiem. Ten rejs jest tytułową wielką wygraną na turystycznej loterii. Ale już w momencie wsiadania na pokład wszyscy czują, że coś jest nie tak. Nie wiadomo dokąd płyną, kapitan się nie pojawił, nieliczni członkowie załogi mówią o bezwzględnym zakazie przechodzenia na rufę.
A pasażerowie? Kogóż tam nie ma! Nauczyciel historii, jego uczeń („najgorszy wałkoń w całej klasie”) z siostrą i rodzicami, zblazowany dentysta, bogaty kaleka na wózku, ciotki-klotki. Mamy tu imponujący przekrój warstw społecznych, typów osobowości, zawodów, światów i środowisk.
Długo zajęło mi połapanie się, jakie są koligacje między bohaterami i wracałam do pierwszych stron, żeby przypomnieć sobie ich nazwiska, i generalnie, kto jest kim. Gdybym trafiła na tę książkę kilka lat wcześniej, przypuszczam, że bym ją odłożyła, złoszcząc się na ten natłok. Teraz mam więcej cierpliwości do „skomplikowanych” tekstów, pod warunkiem, że autor wie, co robi. Cortazar jest w tym niezrównanym mistrzem. To pisarz, który nieustannie eksperymentował i nieustannie udowadniał, że w literaturze nie ma ograniczeń. Różnice w sposobie mówienia i myślenia bohaterów oddaje doskonale, żeglując od intelektualnych popisów i błyskotliwych smaczków, do przaśnych rąbanek o serialach i aktorach.
Dialogi są żywe, dowcipne i barwne. Powietrze kipi od podtekstów i dwuznaczności. Wśród pasażerów tworzą się sojusze. Diabelsko bystra i piękna Paula w oczach innych pasażerek przechodzi kolejne szczeble, od „tej rudej w bikini”, bezwstydnicy, babsztyla, wampirzycy, po ostateczny awans na dziwkę.
Przyznaję, że fragmenty widziane oczami Persja (odklejony od rzeczywistości „astronom”) pomijałam, gdyż była to dla mnie bełkotliwa paplanina. Ale podejrzewam, że po prostu tego nie zrozumiałam, a wywody Persja mogły mieć jakiś sens.
Rufa, na którą pasażerowie nie mają wstępu, staje się niezwykle pożądanym miejscem. Grupa rejsowiczów postanawia dotrzeć tam za wszelką cenę. Wówczas powieść obyczajową zaczynają przenikać sensacyjne wątki, z absurdalnie tragicznym finałem.